wypowiedź___W STRONĘ ROZMOWY


     Podróż niszowego czasopisma kulturalno-społecznego w stronę jego niszowego czytelnika siłą rzeczy odbywa się z pogwałceniem wielu zasad rynkowych. Kształt czasopisma nie jest wynikiem wnikliwych badań focusowych, z których może wyłonić się obraz tego, czego potrzebuje czytelnik (czy też tego, co czytelnik da sobie wmówić, że potrzebuje). Jeżeli redakcja tworzy pismo w odpowiedzi na jakieś rynkowe zapotrzebowanie, to jest ono co najwyżej przewidywane, przeczuwane, skonsultowane z bardzo ograniczonym środowiskiem. W rzeczywistości zaś owo ograniczone środowisko jest środowiskiem redakcji. Niszowe czasopismo powstaje więc nie „w stronę czytelnika”, a „w stronę redakcji”. Albo inaczej: w stronę czytelnika, który jest tożsamy z redakcją (ale w przypadku „Opcitu”, jak pewnie wielu innych czasopism, redakcja nie jest monolitem, to zbiór osób wykształconych w różnych dziedzinach, mających różne biografie i zainteresowania). Niewątpliwie niszowe czasopismo powstaje nie po to, by „obsłużyć” klienta, ale po to, by dać redakcji przemówić.

     Bez względu na metody finansowania, wchodząc do obiegu, czasopismo rozpoczyna rynkową grę, której nie musiało rozpoczynać na etapie projektowania. Ląduje na półce (realnej bądź wirtualnej) i przemawia w stronę czytelnika. Doświadczenie „Opcitu” – zapewne również wielu innych niszowych pism – pokazuje, że taka niekonsultowana propozycja może znaleźć swojego adresata, choć, ze względów finansowych, poszukiwania te czasem trwają bardzo długo. Musi bowiem minąć sporo czasu, zanim drogą pantoflową albo dzięki bardzo skromnym zabiegom marketingowym potencjalny czytelnik odnajdzie pismo schowane na półkach EMPiKu pośród innych pism lub też wystawione w kilku, może kilkunastu księgarniach.

     Taki czytelnik odnaleziony, czytelnik wyłuskany, przyprowadzony do niszy jest z reguły czytelnikiem aktywnym. Czytelnikiem, który nie oczekuje jedynie przemów (nawet jeśli one go tu przyciągnęły). Czytelnikiem, który chce rozmawiać. Pomińmy wątek „listów do redakcji” – tej specyficznej eklektycznej i całkowicie nieprzewidywalnej formuły znanej każdemu czasopismu. Nie chodzi mi o czytelnika ekscentrycznego, który z redakcji czyni sobie cel swojego ekscentryzmu. Na szczęście nie tylko dziwacy chcą rozmawiać z czasopismem. I nie tylko oni piszą listy.

     „Opcit” zawsze pozytywnie reaguje na wszelkie teksty nadsyłane do redakcji. Oczywiście, nie zawsze tekst taki nadaje się do publikacji, jednak cieszymy się, kiedy czytelnicy znajdują w naszej redakcji partnera do rozmowy. Teoretyczne niebezpieczeństwo rozmycia ideologiczno-artystycznej tożsamości redakcyjnej niszy, które wiąże się z wpuszczeniem czytelnika za mury redakcji, nie jest nam znane. Antropologia – najbliższa nam dziedzina nauki – bardzo mocny nacisk kładzie na wielogłosowość. W tym sensie czytelnik jest dla nas najmocniejszym sprzymierzeńcem, choć faktycznie wielogłosowość jest temperowana przez redakcyjne standardy. Pismo heteroglotycznej antyredakcji wydaje się nie do zrealizowania na papierze (a temu medium pozostajemy wierni). Internet stwarza tu nieporównywalnie większe możliwości.

     Innym problemem rozmowy (dobra rozmowa musi być „problematyczna”) jest konflikt, który – jak się wydaje – powstaje między wielogłosowością a „obsługiwaniem”. Ostatecznie, oprócz czytelnika-rozmówcy, czasopismo niszowe dorabia się również czytelnika (klienta), który oczekuje obsłużenia. Powiększenie tematyczno-ideologicznego ambitusu redakcji o równoprawne głosy osób spoza niszy (z innych nisz) może być ryzykowne dla zdolności utrzymania czytelnika-klienta.

     Wreszcie, jeśli decydujemy się na pismo-rozmowę, liczyć musimy się z tym, że czytelnik-rozmówca będzie miał opory przed nawiązaniem kontaktu. Choć treści tworzone przez użytkowników powoli stają się normą w mediach elektronicznych (szczególnie w Internecie), to w mediach papierowych pozycja redakcji, jako dość nieprzystępnej twierdzy, wydaje się wciąż bardzo mocna. Czytelnik-rozmówca pozostaje tak naprawdę klientem, który godzi się z tym, że przejmie tylko tyle odpowiedzialności za pismo, ile da mu redakcja. Choć to korzystne dla budowania prestiżu redakcji i wygodne dla redaktorów (a pewnie również dla czytelników), to z pewnością niezbyt korzystne dla samej rozmowy.

     Są jednak sposoby zachęcania czytelników, aby przekroczyli mury. Można rozmowę kontynuować w Internecie – za pomocą forów czy blogów. W „Opcicie” sprawdzają się konkursy: czy to na zaangażowany esej ujmujący wybrany problem społeczny w antropologiczną refleksję, czy też na notkę z Polski. Jednak, żeby konkurs ogłosić, potrzebne są nagrody. I trzeba ukłonić się w stronę marketingu. W jednym przypadku pomogła nam dotacja, w drugim współpraca z Wydawnictwem Czarne.

     Wydaje się, że nie tylko nagrody rzeczowe czy finansowe skłaniają czytelnika, by przeistoczył się w autora. Dla wielu, zwłaszcza młodych osób, nagrodą jest już samo wydrukowanie tekstu. Nie zdarzyło się jeszcze, by ktoś zrezygnował z publikacji w „Opcicie”, kiedy dowiedział się, że nie możemy zapewnić honorarium. Jeżeli już dany czytelnik zdobędzie się na napisanie do redakcji (nawet poza konkursem), a tekst zdobędzie jej przychylność, czuje się w pewien sposób wyróżniony. Papierowe wydania chyba zapewniają autorowi poczucie większej satysfakcji i prestiżu niż ich internetowe odpowiedniki (czy to magia druku, czy też kwestia jednak cały czas pewnej elitarności form papierowych?).

     „Opcit” lubi nowych autorów. Na początku publikowaliśmy teksty przede wszystkim osób z redakcji lub jej osobiście znanych. Potem przyszła kolej na poszukiwanie autorów poza środowiskiem warszawskich antropologów. Dziś niektórych autorów nikt z nas nie widział na oczy. Dzięki temu rozmowa jest dla nas wciąż interesująca, a liczba tematów i punktów widzenia wydaje się nieskończona. Tak powstaje wielogłosowość. A papier jest cierpliwy i da sobie radę również z nią.

     Budowanie społeczności czytelników-autorów jest jednak zdecydowanie łatwiejsze w Internecie. Ale kto powiedział, że redakcjom czasopism niszowych zależy na tym, żeby było łatwo?


Krzysztof Cibor – (ur. 1975) ukończył antropologię kulturową na Uniwersytecie Warszawskim. Współzałożyciel i zastępca redaktor naczelnej czasopisma „(op.cit.,)”. Pracuje zawodowo w Wirtualnej Polsce.

Magdalena Radkowska-Walkowicz – (ur. 1975) adiunkt w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UW. Współzałożycielka i redaktor naczelna kwartalnika „(op.cit.,)”. Autorka książki Od Golema do Terminatora. Wizerunki sztucznego człowieka w kulturze.

  współorganizatorzy:      Naukowe Koło Medioznawców    ZSS_Instytutu_Dziennikarstwa_UW  
  patroni medialni:      Jazz Radio www.radiokampus.waw.pl/ www.independent.pl tygodnik POLITYKA
 
  wsparcie medialne:      Radio eM